Słońce dopiero wschodziło, ale gorące powietrze już nie dawało litości, na niebie nie było nawet jednej chmury. Zmierzałem ku parkowi dla psów. Zeus szedł dumnym krokiem obok mojej nogi i czasami oglądał się w moją stronę. Wyjąłem słuchawki i telefon z kieszeni i puściłem muzykę. Dzisiaj miałem wolne, a ponieważ i tak jeszcze nikogo tutaj nie znam postanowiłem pozwiedzać miasto. Była 8 rano. Moją jedyną dzisiejszą rozrywką miał być koncert w klubie o 22. Mam być na miejscu dwie godziny przed rozpoczęciem koncertu. Poznawanie tych wszystkich członków zespołu i próba... Myśl o dzisiejszym wieczorze trochę poprawiła mi humor. Byliśmy już przy wejściu do parku. Spuściłem Zeusa ze smyczy, a on od razu popędził do stawu. Było tutaj dość dużo ludzi. Usiadłem pod jakimś dosyć wysokim drzewem i zamknąłem oczy, zacząłem wsłuchiwać się w melodię lecącą z słuchawek. Siedziałem tak jakieś 20 minut, z zadumy wyrwał mnie mój pies. Zaczął lizać mnie po ręce, chyba myślał, że coś mi się stało. Rozchyliłem powieki i zobaczyłem pysk Zeusa, machał ogonem.
- Złaź ze mnie grubasie - zaśmiałem się. Pies posłuchał i odwrócił się, a ponieważ jest tak jak ja lekką niezdarą wpadł na kogoś. Wstałem i podszedłem do tej osoby, żeby ją przeprosić.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz